Termin "feminizm" nie ma w Kościele katolickim dobrej marki. Większości osób związanych z Kościołem kojarzy się on z agresywnym ruchem wyzwolenia kobiet spod władzy patriarchatu, którego głównym uosobieniem jest dla pewnej części feministek właśnie Kościół. To specyficzne, wąskie rozumienie feminizmu ma swoje uzasadnienie, ale nie powinno się całego, ważnego dziś nurtu kulturowego zamykać w jednym, stereotypowym pojęciu, zwłaszcza że wraz z myślą Jana Pawła II zaczyna się rodzić "nowy feminizm"
Najnowsza książka Joanny Petry Mroczkowskiej poświęcona jest właśnie prezentacji różnych odmian feminizmu i próbie nakreślenia możliwych relacji między nimi a Kościołem. Główny wysiłek Autorki został położony na przełamywanie barier i stereotypów związanych z postrzeganiem feminizmu jako ruchu z zasady wrogiego chrześcijaństwu. Autorka zachowuje przy tym postawę wyważoną, starając się widzieć zarówno "zaległości" Kościoła w sferze równego traktowania kobiet, jak i skrajności radykalnego feminizmu. Balansując między tradycyjnym postrzeganiem kobiety w chrześcijaństwie, które widziało w niej głównie cichą i uległa matkę, strażniczkę domowego ogniska, a skrajnym feminizmem, odrzucającym wszelkie tradycyjne kobiece role społeczne, Petry Mroczkowska stara się tak przeformułować pojęcie feminizmu, aby to, co w nim cenne, ważne i zgodne z nauką chrześcijańską, weszło do dyskursu kościelnego.
Przewodnikiem w poszukiwaniach Autorki jest niewątpliwie Jan Paweł II, który w Liście do kobiet z okazji IV Światowej Konferencji ONZ stwierdzał: Jesteśmy, niestety, spadkobiercami dziejów pełnych uwarunkowań, które we wszystkich czasach i na każdej szerokości geograficznej utrudniały życiową drogę kobiety, zapoznanej w swej godności, pomijanej i niedocenianej, nierzadko spychanej na margines, a wreszcie sprowadzanej do roli niewolnicy. [...] Jeśli, zwłaszcza w określonych kontekstach historycznych, obiektywną odpowiedzialność [za to] ponieśli również liczni synowie Kościoła, szczerze nad tym ubolewam.
Autorka szkicuje przyczyny takiego niedoceniania i spychania kobiety na margines. Poza przyczynami kulturowymi, na które chrześcijaństwo nie miało wpływu (większość kultur cechuje strach przed kobietą, jak pisał wybitny francuski historyk Kościoła Jean Delumeau), źródłem takiego traktowania kobiet była jednostronna egzegeza pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju, która połączyła kobietę z grzechem. Pozycję kobiety w chrześcijaństwie osłabiły też kategoryczne słowa św. Pawła z Pierwszego listu do Tymoteusza (2,11): Nauczać kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz chcę, by trwała w cichości. Na długie stulecia kobiety więc zamilkły, nie licząc kilku wybitnych postaci jak Brygida Szwedzka czy Hildegarda z Bingen. Także na Soborze Watykańskim II nikomu spośród garstki audytorek nie wolno było zabierać głosu.
Jednakże nie tylko Kościół nie przyznawał kobiecie prawa głosu; również świeckie państwo utrudniało jej drogę do sprawiedliwego traktowania. Najżywotniejszy feminizm pojawił się w Stanach Zjednoczonych w połowie XIX w., kiedy to kobiety zaczęły domagać się prawa do głosowania, posiadania majątku czy do edukacji. Trudno uznać taki feminizm za sprzeczny z nauką Kościoła. Z czasem jednak do głosu zaczął dochodzić feminizm radykalny, który twierdzi, że sama idea ról płciowych jest nie do przyjęcia. Ten odłam feminizmu uważa płeć za kategorię czysto biologiczną, z której nie wynikają żadne role społeczne, w tym głównie rola matki. Z czasem powstało wiele odmian feminizmu, niekiedy nawzajem się zwalczających.
Postawę środka, czyli wyważenia między wykluczeniem kobiet z życia społecznego a przyznaniem im absolutnej wolności w wyborze drogi życia, prezentuje "nowy feminizm", który postulował Jan Paweł II. Nie można bowiem z jednej strony nie uznać słusznych dążeń feminizmu do sprawiedliwego traktowania kobiet, z drugiej jednak strony nie można uznawać, że fakt bycia kobietą jest rzeczywistością tylko czysto biologiczną i że kobieta może równie dobrze pełnić role męskie (co jest popełnianiem przez feminizm błędu maskulinizmu). Jan Paweł II nie tylko wprowadził feminizm do Kościoła, ale też widział w nim pewną szansę dla mężczyzn. W adhortacji Vita consecrata (57) pisał: Jest oczywiste, że należy uznać zasadność wielu rewindykacji dotyczących miejsca kobiety w różnych środowiskach społecznych i kościelnych. Trzeba też podkreślić, że nowa świadomość kobiet pomaga również mężczyznom poddać rewizji swoje schematy myślowe, sposób rozumienia samych siebie i swego miejsca w historii, organizacji życia społecznego, politycznego, gospodarczego, religijnego i kościelnego.
W nurt "nowego feminizmu" wpisuje się katolicka teologia feministyczna, która, jak pisze celnie Autorka, usiłuje dokonać krytyki patriarchat nych uprzedzeń wpisanych w interpretacje Pisma Świętego i Tradycji oraz wypływającej z nich nauki (s. 205). Jednym z ważniejszych pól dyskusji jest obecnie mariologia, gdyż wedle wielu badaczek od tego, jak będziemy rozumieli postać i rolę Maryi, będzie zależało postrzeganie kobiety w chrześcijaństwie. Katolickie feministki stawiają ważne pytania: Jak Maryja, niepokalanie poczęta, jako dziewica i matka może stanowić realny wzór dla współczesnej kobiety? Czy forsowanie ideału Maryi jako osoby cichej i pokornej nie prowadzi do utrwalenia biernego obrazu kobiecości?Ciekawie z tego punktu widzenia wygląda nowa interpretacja Magnificat. Maryja jawi się nam w niej nie jako osoba bierna, skupiona na swym macierzyństwie, ale jako postać aktywna społecznie. Maryja nigdy nie jest kontrolowana przez jakiegokolwiek mężczyznę. Jest w pełni wolna dla Boga. Po Zwiastowaniu nie szuka rady u Józefa, sama udaje się do Elżbiety, gdzie obie prorokują. Na weselu w Kanie sama wychodzi z inicjatywą i prosi syna o pomoc gospodarzom - podsumowuje Autorka.
Katolicka teologia feministyczna proponuje też nowe spojrzenie na Biblię, wydobywa nowe jej konteksty. I tak np. podkreśla, iż nie tylko Piotr, ale też Marta wypowiada znamienne słowa: Tyś jest Mesjasz, syn Boży (Mt 16,16). Tylko do kobiety, Samarytanki przy studni, Jezus powiedział, że jest Mesjaszem (J 4,1-42). Mało kto też wie, iż w Nowym Testamencie jest jedno miejsce, gdzie apostołem została nazwana kobieta. Ten rewolucyjny wers egzegeci z reguły odrzucali, zmieniając żeńskie imię Junia na męskie Junias.
Rzeczowa, spokojna w tonie książka Petry Mroczkowskiej może stanowić dobre wprowadzenie w problem relacji między feminizmem a Kościołem. Główną siłą książki jest próba zbliżenia, zdawałoby się, sprzecznych ze sobą światów. Autorka stara się przerzucać mosty porozumienia między feminizmem a chrześcijaństwem, proponując Kościołowi szersze otwarcie się na nurt feminizmu chrześcijańskiego, który w Polsce jest prawie nieznany.
Feminizm - antyfeminizm
Kobieta w Kościele

Zobacz także
Nota o książce
Czy kobieta to nieudany mężczyzna?
Czy jej miejsce jest tylko w domu?
Jak wrażliwość kobiet i ich talenty mogą wspierać Kościół?
Czy feminizm musi wywoływać najgorsze skojarzenia?
Joanna Petry Mroczkowska próbuje wskazać drogę między kościelnymi stereotypami na temat kobiet a radykalnym świeckim feminizmem. Autorka przybliża ideę "nowego feminizmu" wprowadzonego do myśli Kościoła przez Jana Pawła II, ale wciąż słabo rozumianego, zwłaszcza na polskim gruncie.
Zaletą niniejszej książki jest to, że rozwijający się kierunek teologii feministycznej odrywa od akademickich debat, by skupić się na realnych problemach kobiet.
dr Jacek Prusak SJ
Recenzje i opinie
Czy "problem kobiecy" istnieje w dzisiejszym Kościele? Jaką rolę może w Kościele pełnić kobieta? Co robić, by w poszukiwaniu swojej kościelnej i społecznej tożsamości kobieta mogła ustrzec się zarówno konserwatywnych stereotypów, jak i fałszywego wyzwolenia? Joanna Petry Mroczkowska, znana z książek poświęconych problematyce duchowej, autorka opublikowanych niedawno sylwetek niezwykłych świętych i "niepokornych" kobiet, próbuje odpowiedzieć na powyższe pytania, korzystając ze swojego podwójnego zaplecza kulturowego: polskiego i amerykańskiego. Wgląd w zaplecze polskie pozwala jej odnieść się do - niestety często stereotypowych - twierdzeń na temat kobiet, które obecne są w Kościele polskim, a przynajmniej obficie prezentowane w katolickiej publicystyce. Znajomość kultury amerykańskiej gwarantuje zaś pogłębione spojrzenie na rozwijający się na drugiej półkuli tak zwany nowy feminizm, wprowadzony do myśli Kościoła przez Jana Pawła II.
Autorka przedstawia najpierw rolę, jaką kobiety odegrały w historii Kościoła. Wychodząc od opisu stworzenia, podkreśla komplementarność obu płci, które tylko razem są obrazem Boga. Tropiąc stereotypy, na przykładzie Marii Magdaleny ukazuje zwycięstwo obrazu "nawróconej ladacznicy" nad jej rolą pierwszego świadka pustego Pańskiego grobu po to, by w dalszej części tego rozdziału ukazać sylwetki kobiet, które wbrew kulturowym oczekiwaniom widzącym w nich tylko milczące i pokorne żony i matki, "nie zamilkły", a przez to stały się wybitnymi kaznodziejkami i prorokiniami (Hildegarda z Bingen), przywódcami (Joanna d’Arc), reformatorkami i nauczycielkami dróg Bożych (Teresa z Avila), założycielkami nowych zgromadzeń (Mary Ward)…
Następnie próbuje odpowiedzieć na pytanie, co oznacza świętość kobiet i jak uznawali tę świętość mężczyźni Kościoła. Zwraca uwagę nie tylko na dysproporcję płci wśród osób kanonizowanych (dopiero za czasów Jana Pawła II liczba kobiet ogłoszonych błogosławionymi i świętymi znacząco wzrosła), lecz także na paternalistyczne podejście do świętości kobiet: "Wedle wzoru najbardziej «przychylnego» niewieście miała ona reprezentować łagodność, słodycz, bierność, cichość, uległość, ofiarność. Aspirujące do świętości kobiety surowo rozliczane były z wysokich standardów pokory i posłuszeństwa. Kobiety «niezależne» w najlepszym razie uważano za aroganckie" (s. 56).
Pisze o miejscu, jakie kobiety zajmują "w Watykanie, w diecezji, w parafii", stawiając - za ks. Dariuszem Kowalczykiem SJ - prowokacyjne pytanie, czy kobieta mogłaby zostać kardynałem (oczywiście w wypadku, gdyby Kościół powrócił do praktyki mianowania świeckich kardynałów). Analizuje, na czym polega męskość i kobiecość - znowu obnażając stereotypy. Śledzi je nadal, pisząc o rolach społecznych kobiet i przestrzegając, by ludzie Kościoła nie upierali się przy sztywnych i archaicznych modelach ról męskich i kobiecych. Ostatni, bardzo interesujący rozdział poświęcony jest omówieniu feminizmu, prezentacji teologii feministycznej i przybliżeniu "nowego feminizmu" Jana Pawła II.
Książka ta - napisana żywym, publicystycznym językiem - jest ważna i potrzebna. Nawet ci, którzy nie do końca zgadzają się z twierdzeniami Joanny Petry Mroczkowskiej, dzięki sporej erudycji autorki i jej przekonującej argumentacji, mogą znaleźć tutaj wiele materiału, by - jak pisze ona na zakończenie, odwołując się do słów Jana Pawła II - przynajmniej "poddać rewizji swoje schematy myślowe"
Świętowany (bądź bojkotowany) w marcu Dzień kobiet jest dobrym czasem na podjęcie dyskusji o roli kobiety w Kościele. Można irytować się na to, że kobiety pełnią w Kościele najczęściej funkcje bardziej podrzędne niż mężczyźni, że nadal niewiele z nich jest wykładowcami na kościelnych uczelniach, pracownikami kościelnych urzędów, że proboszczowie najchętniej widzieliby swoje parafianki w roli pań sprzątających kościół czy ewentualnie modlących się w kołach różańcowych i organizujących pomoc charytatywną. Te ostatnie dzieła są bardzo potrzebne, rodzi się jednak pytanie, czy tylko taka powinna być aktywność kobiet w Kościele?
Autorka książki "Feminizm - antyfeminizm. Kobieta w Kościele" nie waha się zadawać takich i jeszcze trudniejszych pytań: Co z kapłaństwem kobiet? Dlaczego wszystkie feministki są wrzucane do jednego worka i traktowane jako przeciwniczki Kościoła? Czy dobra katoliczka powinna być z założenia antyfeministką? Dlaczego nie przebiła w się Kościele i nie znalazła zrozumienia idea Jana Pawła II, który pisał o potrzebie "nowego feminizmu", jako idei, która zwróci uwagę na godność kobiet i na wyjątkową rolę, jaką mają do odegrania w świecie i w Kościele?
Joanna Petry Mroczkowska sięga do historii, ukazując, jak na przestrzeni wieków zmieniała się w Kościele rola kobiet, co o kobietach pisano, jakie były stereotypy na ich temat, i jak święte niewiasty swoim życiem i przykładem je obalały. Rozprawia się też z błędnym teologicznie przekonaniem o tym, że kobieta jest mniej udaną wersją mężczyzny, gdyż to ona jako pierwsza uległa pokusie i na dodatek namówiła męża do zła. Przypomina obowiązujące, choć mało znane nauczanie Kościoła na ten temat, w którym nie ma mowy o obarczaniu winą czy dyskredytowaniu jednej czy drugiej płci. W świetle ostatnich dyskusji o roli i pozycji kobiet w Watykanie i w ogóle w Kościele książka Joanny Petry Mroczkowskiej wydaje się być pozycją bardzo ważną. Każdy dziennikarz, chcący rzetelnie pisać o sytuacji kobiet w Kościele, powinien po nią sięgnąć. Jak pisze autorka, powołując się na słowa Jana Pawła II: "Nie należy tracić nadziei, że »w różnych środowiskach społecznych i kościelnych« za sprawą »nowej świadomości kobiet« ludzie dobrej woli zechcą »poddać rewizji swoje schematy myślowe«...". Ta książka może pomóc nie tylko w owej "rewizji", ale też w odkryciu bogactwa nauki Kościoła na temat kobiety.
Feminizm, jak każdy ruch społeczny, miał i ma wiele twarzy. Znamy z mediów głównie tę najbardziej krzykliwą jego postać, walczącą o wolny i powszechny dostęp do aborcji, o parytety w polityce, o równe zarobki, o powszechny dostęp do tanich lub bezpłatnych środków antykoncepcyjnych oraz poronnych. Wrogą wobec Kościoła katolickiego (a nawet - całego chrześcijaństwa) jako ostatniego jakoby bastionu patriarchatu. Głoszącego czasami nawet pochwałę prostytucji jako jednej z form ujawniania pełnej wolności kobiety i możliwości wyrażania się przez nią we współczesnym świecie. Niewielu wie, że również w Kościele obecny jest ruch feministyczny, który w teologii jako jasno sprecyzowane podejście pojawił się pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku. Jest on reakcją na wieki seksizmu obecnego w kulturze, często motywowanego religijnie. Przyjmuje on również różne oblicza, także takie, w którym zakonnica-teolożka uważa, że msza bez obecności kobiet-kapłanów jest niepełna, niepełnowartościowa.
Feminizm może budzić niepokój, kiedy ma charakter odwetu za lata, w których nakazywano kobiecie pokornie milczeć. Kiedy zamienia się w pogardliwe traktowanie mężczyzn jako przyczyny wszelkiego zła. Niektóre panie zachowują się bowiem tak, jakby pragnęły zamiany ról i wprowadzenia w miejsce obrzydliwego, skostniałego patriarchatu doskonałego, nowoczesnego matriarchatu. Książka Joanny Petry-Mroczkowskiej wpisuje się w nurt "nowego feminizmu", poszukującego pośredniej drogi obecności kobiety we współczesnym świecie. Skupia się przy tym nie tyle na akademickich debatach, co na realnych problemach kobiet. Autorka stara się ilustrować swe wywody przykładami. Ma to oczywiście walor konkretu, choć jednocześnie nie jest najlepszą drogą do wysnuwania ogólnych wniosków. Można bowiem poprzez odpowiednio dobrane przykłady sugerować ogólne tezy, niekoniecznie prawdziwe. Czym innym jest dawanie kontrprzykładu dla jakiegoś twierdzenia, czym innym udowadnianie tezy poprzez kilka, nawet trafnie dobranych przykładów. Joanna Petry-Mroczkowska stara się zmusić do refleksji, do zastanowienia, nawet metodą pewnych uproszczeń czy wyostrzonych sądów.
Książka zaczyna się od krótkiego przeglądu historycznego, od próby pokazania, skąd w Kościele (świat jest potraktowany pobieżnie, mimo tego, że kobieta jest w nim stale niedowartościowana) dominowało takie, a nie inne podejście do roli kobiety. Chrześcijaństwo w tym punkcie odziedziczyło starotestamentową judaistyczną mentalność. Znalazło wytłumaczenie dla statusu podległości kobiety wobec mężczyzny w Biblii. Pod koniec XVIII wieku zmieniła się świadomość kobiet. Stopniowo wywalczyły one emancypację, potem zaczęły walkę o swoje prawa w ramach tzw. feminizmu. Sukcesy odniosły jednak głównie wśród białych, wykształconych kobiet świata zachodniego. W ubogim świecie dyskryminacja i niesprawiedliwość wobec nich są nadal obecne (np. Azja, Afryka).
Rozdział drugi porusza kwestię świętości kobiety, modelu dominującego w tej kwestii i prób jego przełamywania. Pani Mroczkowska pokazuje, jak można na wiele utrwalonych stereotypów spojrzeć innym okiem, jak chociażby w przypadku słynnej Marii Magdaleny. Sporo użytych przez nią sformułowań jest ciekawych, wykraczających poza oczywiste lub spodziewane stwierdzenia, np. świętość jest wykraczaniem poza cechy męskie i kobiece, swoistym uwalnianiem się od jednostronnego dyktatu płci. Chodzi o to, by to, co najlepsze w monadzie męskiej i kobiecej, rozwinąć. Mocno brzmi tu cytat z Edyty Stein:Wierny naśladowca Pana będzie się z Jego pomocą coraz bardziej wyzwalał z ograniczeń własnej natury i ją przekraczał. Dlatego u świętych mężczyzn spostrzegamy kobiecą delikatność i dobroć oraz prawdziwie macierzyńską troskę o powierzone im dusze. Natomiast święte kobiety odznaczają się męską śmiałością, sprawnością i zdecydowaniem.
Rozdział trzeci dotyczy obecności kobiet w życiu Kościoła na różnych szczeblach. Dużo uwagi poświęcono obecności małej grupki kobiet w obradach Soboru Watykańskiego II. Możemy również dowiedzieć się o stopniu obecności kobiet w Watykanie, na wydziałach teologii, w życiu parafii, w liturgii. Niektóre przedstawione tu problemy, może widziane trochę jednostronnie jako dotyczące kobiet, są w istocie problemami bardziej ogólnymi - na przykład niedostateczny udział (a nawet - swoista bierność) świeckich w życiu parafii, diecezji czy synodów.
Rozdział czwarty dotyczy zagadnień związanych z pojęciami męskości i kobiecości, ich dawnymi i obecnymi modelami oraz silnie utrwalonymi stereotypami. Poruszony zostaje temat walki płci, mitu urody jako nowoczesnej formy ucisku kobiet (mężczyzn chyba również - np.depilacja, dbanie o fryzurę, muskulaturę, cerę, bycie modnym). Wydaje się, że problem leży zasadniczo w kreowaniu przez rozliczne grupy interesów modelu społeczeństwa konsumpcyjnego. Poprzez mit urody firmy zwiększają zyski. W przypadku mężczyzn są również obecne formy wyrafinowanego manipulowania obrazem męskości: niezmierzona seksualna sprawność zawsze i wszędzie, bycie wysportowanym, zdrowym, bogatym, wiecznie młodym i zadowolonym, posiadanie odpowiednio luksusowych przedmiotów (samochód, zegarek, ubranie). Mit urody (żeńskiej czy męskiej) jest wykorzystywany przez biznes, w którym ważną rolę odgrywają nie tylko mężczyźni, ale również kobiety.
(...) wielka dbałość o własne ciało zastąpiła troskę o duszę, czyli religię. (s.124)
Rozdział piąty mówi o rolach społecznych, o rolach matki, żony, rolach zawodowych czy związanych z innymi potrzebami, na przykład działalnością charytatywną, woluntariatem. Tradycjonaliści domagają się utrzymania sztywnego podziału ról, raz na zawsze ustalonego w chwili stworzenia, świeckie feministki - pełnej swobody. Według autorki książki tradycjonaliści niemal całą uwagę skupiają na płci biologicznej, skrajne feministki skłonne są absolutyzować wpływ kultury. Spotkałem się kiedyś z poglądami (mającymi pretensje do bycia naukowymi), że nie istnieją różnice w budowie mózgu kobiet i mężczyzn, jest tylko jeden mózg człowieka. Z drugiej strony - niezwykle bogata jest literatura naukowa (tworzona również przez kobiety), w której omawia się istotne różnice między mózgami, w zależności od płci. Ciekawe ,czy na budowę i funkcjonowanie mózgu człowieka ma wpływ kultura i społeczność, w której żyjemy, a na przykład pewne problemy z wyobraźnią przestrzenną wielu kobiet wynikają wyłącznie z uwarunkowań kulturowych?
Ostatni rozdział, szósty, omawia wymienioną w tytule książki antynomię feminizmu i antyfeminizmu. Petra-Mroczkowska stara się najpierw uporządkować samo pojęcie feminizmu. Wymieszano tu słuszne postulaty kobiet walczących o swoje prawa ze skrajnymi roszczeniami wynikającymi z ideologii - pisze. Warto zacytować podane przez autorkę słowa Krzysztofa Zanussiego: Feminizm jest jak cholesterol, dzieli się na dobry i zły. Ze złym walczę, dobry popieram. W takich stwierdzeniach zasadniczym problemem jest tylko określenie co dana osoba uważa za dobre, a co - za złe. To, co dla Zanussiego jest dobre, może być przez innych uznane za jednoznacznie złe. W rozdziale szóstym zostaje omówiona krótka historia feminizmu i jego stan dzisiejszy. Sporo jest o gender feminism, który w debacie publicznej wyparł equity feminism. Pojawiają się pojęcia feminizmu antyrodzinnego i prorodzinnego. Zostaje omówiona rola teologii feministycznej i jej zasługi w przemianach współczesnej mariologii.
Książką jest bardzo dobrze napisana, a styl - pasjonujący. Jasny wywód i atrakcyjna, pełna mocy prezentacja własnych przemyśleń, pobudzająca do zastanowienia się treść, wyraziste cytaty sprawiają, że czyta się ją naprawdę nieźle. Autorka mocno angażuje się w to, co pisze. Nie unika kontrowersji czy uproszczeń, jednak nie odnosi się wrażenia, że chodzi o samo atakowanie mężczyzn i świata przez nich urządzonego. Idzie raczej o znalezienie sposobu na uczynienie go lepszym miejscem dla każdego człowieka, niezależnie od płci. O poddanie rewizji rozmaitych, często nawet nieuświadamianych, schematów myślowych.
Joanna Petry-Mroczkowska przedstawia, z konieczności pobieżnie, różnorodność punktów widzenia ruchów feministycznych. Chce zachęcić do refleksji nad miejscem kobiety w kulturze, w życiu, w Kościele. Nie tyle chodzi jej o szukanie zupełnie nowej drogi, o wielką rewolucję, co o zmiany ewolucyjne, o poprawę tego, co jest, o unowocześnienie. Krytycznie patrzy na dwa krańcowe stanowiska, najsilniej uwidocznione w debacie publicznej na temat kobiet: ultratradycjonalizm i ultrafeminizm. Oba uważa po prostu za szkodliwe dla kobiet.
Joanna Petry Mroczkowska pisze, że w dokumentach kościelnych męskość wciąż pozostaje punktem odniesienia dla kobiecości, jej normą i wzorem.
W książce "Feminizm - antyfeminizm. Kobieta w Kościele" Joanna Petry Mroczkowska nie kryje sympatii do umiarkowanego feminizmu. Pomija natomiast temat święceń kapłańskich kobiet (poświęca mu zaledwie jeden akapit). Czy w ten sposób wychodzi naprzeciw żądaniu Jana Pawła II, by nie podejmować debaty w materii, co do której Kościół nie wypowiedział się "ostatecznie"?
DOKTRYNALNY BEŁKOT
Mimo wszystko treść tego akapitu daje do myślenia i dowodzi teologicznego kunsztu autorki (znanej czytelnikom m.in. z "Niepokornych świętych" i wielu artykułów o miejscu kobiet w Kościele), która pisze m.in.: "Przeciwnicy nawet drobnego przełamania tradycji i wprowadzenia praktyki, na którą jest zgoda w teorii, uważają, iż dopuszczenie kobiet do ważnych stanowisk i posługi liturgicznej wzmocni argument za ich święceniami. Można jednak przyjąć, że jeśli obecne teologiczne racje przeciw święceniu kobiet są zasadne, nowa sytuacja większego udziału kobiet nie wpłynie na stanowisko ogółu wiernych. Gdyby jednak było odwrotnie, Kościół miałby za sobą pierwszą próbę i mógłby poczynić dalsze konieczne kroki na drodze zmiany".
W cytowanym fragmencie podkreśliłem słowo "obecne", które w książce odgrywa ważną rolę. Petry Mroczkowska nie kwestionuje tradycyjnej doktryny, ale słusznie uważa, że nie musi to być ostatnie słowo Kościoła. Wskazuje też na historyczno-kulturowe uwarunkowania formuł i racji teologicznych - ich tymczasowość i zmienność. "Przemija postać tego świata" (1 Kor. 7, 31), także formuł i argumentów teologicznych.
Przykład? Oficjalne racje przeciwko święceniom kobiet uległy radykalnej zmianie w drugiej połowie XX w. Przez stulecia opierały się na założeniu, że kobiety są istotami gorszymi, pośledniejszymi od mężczyzn, a tym samym niegodnymi świętego sakramentu kapłaństwa. Założenie to w końcu upadło i dziś Magisterium Kościoła doktrynę o święceniach wyłącznie mężczyzn tłumaczy przede wszystkim ich naturalnym podobieństwem do Chrystusa.
Autorka "Feminizmu - antyfeminizmu" apeluje o większą pokorę wobec niewypowiedzianych tajemnic Bożych. Sama historia dogmatów uczy, by nie absolutyzować ich języka. Pisał o tym Joseph Ratzinger we "Wprowadzeniu w chrześcijaństwo": "Każde z wielkich podstawowych pojęć nauki o Trójcy Świętej zostało kiedyś potępione [przez Kościół]; (...) mają one znaczenie jedynie, gdy równocześnie są uznane za bezużyteczne i tak, jako nieudolne bełkotanie - i nic ponadto - zostają dopuszczone".
Przeczytaj całą recenzję na stronie
tygodnik.onet.pl
- 1 z 2
- następna ›
Szczegółowe dane
Twoje produkty
Twój koszyk jest pusty.