Andrzej Kozioł przenosi nas w swojej książce do minionego świata - świata chłopskiej kultury, archaicznego pojmowania rzeczywistości, zapomnianych zwyczajów i tradycji; świata, za którym - postępując w lekturze kolejnych stronic - zaczynamy coraz bardziej tęsknić, boleśnie doświadczając ubogości i płytkości form naszego współczesnego życia w wielkich miastach. Na tle opisywanej przez autora rzeczywistości smutno wyglądają nasze dzisiejsze relacje międzyludzkie, stan naszej pamięci, formy spędzania czasu czy nawet spożywane przez nas posiłki. Bo my, mieszkańcy wielkich miast, nie mamy już swej mitycznej krainy i wyróżnionych w przestrzeni miejsc, z którymi wiążą się jakieś historie, bo nie mamy pamięci, która potrafiłaby nasze życie sensownie powiązać z życiem naszych przodków, bo nie potrafimy spędzić wolnej chwili bez telewizji czy komputera, bo jemy szybko i byle co.
Wiejski świat, z taką czułością sportretowany przez autora, poznajemy poprzez los wsi Jastrzębowice, niedaleko Tarnowa. Kiedyś woda przyniosła tam figurkę Matki Boskiej, dla której mieszkańcy wsi postawili przy gościńcu kapliczkę, wierząc, iż przydrożna Madonna Przyniesiona przez Wodę ochroni wieś przed powodzią i nie przepuści do wsi żadnego zła. Opowieść o życiu i rozkwicie Jastrzębowic przeplata się też z głosem Strażniczki Gościńca, która ze swej perspektywy komentuje otaczający Ją świat, stając się jego nieodzownym elementem.
A świat to dziwny i wspaniały, wypełniony galerią osobliwych postaci, przedstawicieli różnych kultur. Jest więc tajemniczy stary Cygan, który zamieszkał w gospodarstwie Wardzałów, a który jako dziecko uczestniczył w napadzie na kondukt wiozący złoto dla cesarza. Opowieść o tajemniczym cygańskim złocie wśród mieszkańców Jastrzębowic pozostanie wiecznie żywa. Albin Starzyk tak zapłonie chęcią odnalezienia skarbu, iż będzie przekopywał las w jego poszukiwaniu, by wreszcie - pragnąc ulżyć swej pracy - przenieść się z kopaniem dołów na wiejskie pola, na co z litości wielu gospodarzy będzie mu pozwalać. Wśród mieszkańców zdziwienie budził też chłop Zawiślak, który tylko w nocy pracował, orał, siał i kosił, tak że w końcu niektórzy, po zapoznaniu się z opowieścią o wampirach, pójdą na zwiady do jego domu, by sprawdzić, czy aby nie śpi w trumnie. I tylko opowieść Matki Boskiej Przyniesionej przez Wodę dopełni obrazu Zawiślaka jako człowieka bardzo pobożnego, który w nocy długo modlił się przed Jej figurką.
Dzięki "oddaniu głosu" figurce Matki Boskiej autor uzyskuje nową przestrzeń narracyjną, która niezwykle wzbogaca opowieść, niekiedy tylko może zbyt blisko ocierając się o moralizowanie bądź konstatację nazbyt oczywistych prawd. Strażniczka gościńca jest przede wszystkim czułą i wyrozumiałą dla mieszkańców Jastrzębowic matką, stara się zrozumieć ich postępowanie, nie osądza ich i nie potępia, gdyż czuje się elementem ich świata, a nie gościem z zewnątrz. Dziękuje Zawiślakowi za posadzenie wokół kapliczki maciejki, jedynego kwiatu, który kwitnie nocą. Z matczyną mądrością obserwuje pijaków, wychylających w cieniu kapliczki swą upragnioną butelkę wódki. Przygląda się Żydowi Tewjemu, który nie uchylał przed Nią czapki i nie kreślił znaku krzyża, ale zawsze zatrzymywał się na chwilę przed kapliczką. "Może dziwił się, że kiedyś żydowska dziewczyna - kto wie, może podobna do jego wielkookich córek - urodziła Mesjasza, ale innego niż ten, na którego czekali pobratymcy Tewjego, urodziła rozpiętego na krzyżu Boga gojów, skrwawionego, z cierniami wbitymi w czoło" (s. 11).
Nie wiadomo, w którym dokładnie momencie wieś zaczęła umierać. Czy przyczyną był nieuchronny rozwój cywilizacyjny, emigracja ludności do miast, wybudowanie autostrady, która podzieliła wieś na pół? Nie, tak nie umierają wsie, tak nie umierają domy i ludzie. Przyczyna śmierci była inna. Kiedy umarł Jan Ćwik i wyniesiono jego trumnę na podwórze, ktoś przypomniał sobie, że stary obyczaj nakazuje o śmierci gospodarza powiadomić pszczoły. "Niosący trumnę spojrzeli na siebie niepewnie, nikt jednak nie poszedł do ogródka, gdzie rzędem stały ule pełne utajonego, zimowego życia pszczół. […] Wieś umiera także wtedy, kiedy jej mieszkańcy już nie umieją rozmawiać z pszczołami" (s. 89).
Pszczoły nie dowiedziały się więc o śmierci swego gospodarza Jana Ćwika. Nastąpił symboliczny rozpad pełnego sensu i barw chłopskiego mikrokosmosu, a Matka Boska pozbawiona swego gościńca i swych ludzi stała się eksponatem w muzeum, wśród innych reliktów świata żarliwej ludowej pobożności. "Ludzie będą nas podziwiać, ale nikt już nie przyniesie nam kwiatów, nikt nie postawi przed nami słoika z garścią polnych kwiatów" (s. 137).
Gościniec

Zobacz także
Nota o książce
Gościniec - śródleśna droga prowadzi z małej wsi do powiatowego miasta. Przez setki lat wędrują nią chłopi, kolorowymi taborami przeciągają Cyganie, podążają Żydzi. Jednak przede wszystkim gościńcem toczy się Historia, której przygląda się Madonna Przyniesiona przez Wodę, Strażniczka Gościńca.
Recenzje i opinie
Gościniec od setek lat biegł od Lisówki w stronę lasu zwanego Borkiem, przekraczał rzeczkę Czarną i skręcał ku Jastrzębicom Nowym. Na tym zakręcie, z pobielonej kapliczki spoglądała na wędrowców Madonna z Dzieciątkiem. W Jastrzębicach było siedemdziesiąt pięć Madonn, a jednak ta przydrożna była wyjątkowa - niegdyś przyniosła ją rozszalała rzeka.
O tej Strażniczce Gościńca, milczącym świadku ludzkiego istnienia, narodzin, śmierci i codzienności przepięknie pisze Andrzej Kozioł. Jego "Gościniec" to opowieść o śródleśnej drodze i ludziach, którzy nią podążają. W historii znajdą ukojenie, zatopią się w emocjach i opisach ci, którzy lubią chłonąć specyficzną atmosferę miejsc i toczące się leniwie wspomnienia.
Przez "Gościniec" prowadzą nas uwagi jego Strażniczki. Przy jej pomocy poznamy historię o Cyganach, którzy zawsze gromadnie wkraczali do wioski ze swoimi taborami, hałasem oraz kolorowymi spódnicami i tańcem. Dlatego też zdziwienie wzbudzać będzie postać samotnego Cygana… Kozioł opowie nam o skłonnościach Starego Mostka i jego silnej ręce, wymierzającej karę Starej Starcowej oraz o księdzu proboszczu, który wypatrywał nadejścia zła i lodowatej nienawiści zagrażającej sercom chłopców. Przedstawi się nam również Jan Kozioł, gminny pisarz i gospodarz lubujący się w leżeniu na pierzynie w sadzie (sącząc przy tym piwo z książęcego browaru).
Zawitamy wraz z autorem do Tarnowa, miasta z legendy, wabiącego żydowskimi i polskimi karczmami pełnymi zapachu piwa, gdzie żydowscy czapnicy robili najlepsze kaszkiety i kapelusze. Przeczytamy również o wampirze mieszkającym w zamku na wysokiej górze i wychodzącym w nocy aby wypijać z ludzi krew. W Jastrzębicach, zamiast owej substancji, ludzie woleli pożywiać się ziemniakami, kapustą okraszoną sadłem czy zupą grzybową, w której mieszały się smaki prawdziwków, kozaków czy maślaczków.
Te historie pisane przez życie, pełne smaków i zapachów, naznaczone wróżbami i zabobonami uzupełnia spojrzenie Strażniczki Gościńca na mijające lata, zmieniające się zwyczaje i stosunek do niej samej. Jej obecność będąca zrządzeniem losu czy Boską interwencją w obecnych czasach stała się niewygodna. Teraz, tam gdzie miała swoje miejsce na zakręcie leśnej drogi, przebiegać ma szosa, a ona z wiejskiej świętości stanie się eksponatem. Wszyscy będą ją podziwiać, szeptać o niej w ciszy. Nikt natomiast nie skieruje już do niej modlitwy, nikt też nie zaśpiewa pieśni maryjnej. Nadchodzą nowe czasy, era konsumpcji i komercji, gdzie jabłek "nikt już nie suszy na chlebowym piecu, nikt z nich nie robi serków owocowych i już nie śpią na strychu, w wonnym sianie czekając zimy…". Dobrze zatem, że istnieją takie książki jak "Gościniec" które przypominają nam o przeszłości, tacy autorzy jak Kozioł, którzy tą przeszłość opisują i tacy Strażnicy Gościńca, jak Madonna z Dzieciątkiem przyniesiona przez rzekę, która jest częścią tej historii.
Tego samego autora, redaktora
Szczegółowe dane
Twoje produkty
Twój koszyk jest pusty.